Kolega nasz o którym jest ta historia, jechał sobie kamperem w celu urlopowego relaksu pewnego sielskiego letniego wieczoru, środkiem lasu. Ptaszki ćwierkały, radyjko miło szemrało.
Lecz w pewnym momencie zahamował bardzo gwałtownie, czym wyrwał z błogostanu swą małżonkę, zaskoczone oporem dzieci huknęły czołem o swoje smartfony, a pies się obudził i zaczął rozdzierająco skomleć, gdyż spadła na niego pieprzniczka ze stołu i zasypało mu przyprawą ślepia. Oczom wszystkich (oprócz psa, który był chwilowo oślepiony) przez przednią szybą ukazał się horror. Na poboczu drogi stał samochód spod którego wystawały ludzkie nogi.
To mogłoby wydawać się zupełnie zwyczajne, ponieważ możliwym było, że kierowca sprawdza po prostu stan podwozia, gdyby nie to, że za samochodem rozciągał się jęzor czerwonobrunatnej mazi wyglądającej na krew.
Znienacka nogi się poruszyły w śmiertelnej konwulsji, małżonka zachlipała histerycznie zasłaniając dzieciom oczy, w związku z tym kolega wypadł z kampera, doskoczył do drgających nóg i zaczął je ciągnąć. Dzięki adrenalinie udało mu się dość szybko wyciągnąć zwłoki. Ofiara okazała się facetem całkowicie całym i żywym, na dodatek lekko wnerwionym. Wytrzeszczył on oczy na swojego prawie wybawcę i wrzasnął:
- Panie, no co pan! Mnie nic nie jest! Dzik mi wpadł pod koła i leży tam pod autem, bo zaczepił się o coś wystającego. Próbuję go odczepić, żeby mi nic nie uszkodził! Kolega sobie usiadł na asfalcie z ulgi, małżonka w kamperze przestała zakrywać dzieciom oczy i odkleiła się od szyby, pies również w końcu przestał szczekać.
Panowie uzgodnili, że wszyscy są cali i zdrowi (oprócz nieszczęsnego dzika), wyciągnięty facet powiedział że już dzwonił po odpowiednie służby.
Kolega w momencie kiedy poczuł się lepiej na ciele po tym zastrzyku adrenaliny i usiadł za kierownicą celem dalszej drogi ku wakacjom. Odpalił silnik, ruszył… i w tym momencie uwięziony dzik odczepił się od podwozia, wypadł na jezdnię, przydzwonił w kamper wginając drzwi i błotnik, a następnie zniknął w lesie.
Zatem kochani, co robić jak napotkacie na swojej drodze dzika, jelenia, łosia, lub inne dzikie zwierzę, które staranuje wam samochód? 🐗🐺🦌
🎯🎯🎯🎯🎯
🐗 Jeśli potrąciłeś samochodem zwierzę łowne w trakcie polowania: wówczas odpowiedzialność za wypadek będzie ponosił dzierżawca danego obszaru. Jego obowiązkiem jest posiadanie OC, z którego jest wypłacane odszkodowanie. Aby to ustalić, należy zgłosić kolizję do najbliższego koła łowieckiego. Jeśli faktycznie odbywało się polowanie, wówczas poproś o numer polisy dzierżawcy.
🐗 Nie bądź jak facet z opowieści! Przede wszystkim nie należy ruszać zwierzaka. Zranione zwierzę może być agresywne, a do tego mógłbyś przez przypadek zarazić się od niej np. wścieklizną. Lepiej jest poczekać na przybycie odpowiednich służb, aby uniknąć zbędnych wątpliwości
i kłopotów w związku z wypłatą odszkodowania.
🐗 Kiedy dochodzi do wypadku w czasie, kiedy nie trwa żadne polowanie, za bezpieczeństwo na trasie odpowiada zarządca drogi. Jeśli na tej drodze nie był postawiony ostrzegawczy znak informujący o możliwości pojawienia się dzikiej zwierzyny wówczas nie powinieneś mieć problemu
z otrzymaniem odszkodowania.
🐗 Jeśli jednak znak A-18b znajdował się na drodze na której się przydarzył nieszczęśliwy wypadek, chociażby z bażantem w roli głównej i nie odbywało się na niego wówczas polowanie, warto zadbać o dobre Autocasco.
Jednak w takiej sytuacji pamiętaj, by zgłosić kolizję odpowiednim służbom oraz swojemu ubezpieczycielowi.
Photo by Vova Stegantsov on Unsplash